sobota, 27 lipca 2013

Leh - Alchi - Lamayuru

Przyszedl czas aby opuscic Leh, do którego juz troche sie przyzwyczailismy i czulismy siê jak w domu. Pokonalismy 68 kilometrów w duzej czesci pod górê, pod wiatr lub pod górê i pod wiatr jednoczesnie (który jak wiadomo jest najwiekszym wrogiem rowerzysty). Momentami nawet w dól pedalowalismy na przelozeniu 1:1! Jadac przez maly plaskowyz dopadla nas krotka, ale gwaltowna burza piaskowa. Wiatr przewrocil nam rowery, a niesiony nim piasek wbijal sie w skore jak tysiac malenkich szpilek. Padlismy wiec na ziemie i schowani za sakwami przeczekalismy najgorsze. 

Alchi przywitalo nas kilkoma drogimi hotelami i malutkim wyborem guest housów w rozsadnych cenach. Ostatecznie znalezlismy przyjemne miejsce za 400 rupii. Alchi znane jest z niewielkiego kompleksu swiatyn, w ktorych znajduja sie przepiekne freski uznawane za najcenniejsze w calym Ladakhu. Niestety w swiatyniach nie wolno robic zdjec, a mnisi tego dobrze pinuja. 
Z Alchi cofnelismy sie kilkanascie kilometrow zeby zobaczyc klasztor w Likir i kiedy tam dotarlismy od razu pozalowalismy, ze to nie tam zostalismy na noc. Przytulna zielona oaza, ukoronowana malowniczym klasztorem i do tego noclegi za 350 rupii za pokoj z wyzywieniem. Zdecydowanie polecamy zatrzymac sie w Likir, a nie w Alchi!

Dalej na zachod popedzilismy dolina Indusu, az do Khalsi gdzie glowna droga rostaje sie z potezna rzeka. Glebokimi kenionami, ze skalami czasem groznie zwisajacymi nad glowa, wspielismy sie do Lamayuru. Kolejny klasztor na naszej drodze polozony jest w ksiezycowym krajobrazie. Erozja przyczynila sie do powstania wielu fantastycznych form co nadaje lokalizacji szczegolny wymiar. Miasteczko jest dosc turystyczne i w co drugim domu mozna sie zatrzymac, ale mimo to zachowuje bardzo przyjemna atmosfere. Postanowilismy zostac tu na dwie noce i pokrecic sie po okolicy.


Wyświetl większą mapę






Mama? :)
Likir


Likir

Likir
Lamayuru


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz